niedziela, 2 sierpnia 2015

Ciasto Snickers z kaszy jaglanej. Bez pieczenia, bez mąki, bez jajek i nabiału!

To ciasto zrobiłam sobie wczoraj, świętując moje kolejne 18 urodziny :) A tym samym zamknęłam trwający 2 miesiące eksperyment na diecie w 99% surowej. Stuprocentowa surówka to nie była, jak się bowiem nieco za późno dowiedziałam, wiórki kokosowe, tak jak i większość daktyli, suszone są w temperaturze ok. 90 stopni - a ja jednak kilka opakowań obydwu przez te 60 dni zjadłam. Pewnie jeszcze kilka produktów trafiłam nie do końca surowych i zjadłam je, nawet o tym nie wiedząc. No ale to szczegół. Generalnie eksperyment oceniam pozytywnie, choć w pierwszym miesiącu czułam się znacznie lepiej niż w drugim, kiedy to pojawiły się wypryski, poczucie ciągłego zmęczenia i zdecydowanie słabsza wydolność organizmu. Nie wiem, być może to efekt oczyszczania, ale nie miałam już siły, by dłużej to sprawdzać. Wczorajsze ciasto z gotowanej kaszy i dzisiejszy pierwszy obiad na ciepło oznaczają koniec witarianizmu. 

Przynajmniej na razie. Ale wciąż zamierzam jeść sporo surowizny, zwłaszcza owoców, których teraz pod dostatkiem. Nie wrócę już raczej do pieczonych kruchych chlebków, skoro równie smaczne, a dużo zdrowsze można zrobić w dehydratorze. Podobnie batony bakaliowe czy granola. Wszystkie one mają w sobie sporą dawkę orzechów, którym- jak wiadomo- wysoka temperatura nie służy. Uwielbiam również wszelakiej maści witariańskie słodycze, które co jakiś czas będę testować i wymyślać, dzieląc się przepisami na blogu. Dlaczego więc rezygnuję z diety raw? Cera zaczęła mi się już poprawiać, moja skóra generalnie jest dobrze nawilżona, włosy również, osłabienie pewnie w końcu by minęło... Nie miałam też problemów gastrycznych, poza uczuciem nadmuchanego (a nie pełnego) brzucha po zjedzeniu dużej ilości owoców. I ciągłą ochotą na podjadanie (pewnie dlatego moja waga przez te 2 miesiące ani drgnęła, nad czym jednak nie rozpaczam). Przyczyna mojej decyzji leży jednak nie w kwestiach zdrowotnych, bo jestem przekonana, że witarianizm to słuszna ścieżka do zdrowia, lecz smakowych. Bo ja uwielbiam gotować i uwielbiam jeść. A o ile przepadam za surowymi słodkościami i sałatkami owocowymi, o tyle nie jestem fanką surowego kalafiora czy brokułów, źle znoszę surowe pieczarki, a zupełnie nie jestem w stanie zjeść surowego (marynowanego) bakłażana. Generalnie poza spaghetii z cukinii i sałatą w stylu greckim żadne wytrawne posiłki witariańskie mi nie smakują. A próbowałam, wierzcie mi, wielu. Nie jestem więc w stanie zrezygnować z cieciorki (kiełkowana jest okropna) czy dahlu z soczewicy, faszerowanego bakłażana czy quiche'u z kaszy jaglanej - zwłaszcza że jestem przekonana o ich walorach nie tylko smakowych, ale też zdrowotnych. Pamiętajmy, że wiele witamin jest odpornych na temperaturę, podobnie jak sole mineralne. Pod wpływem temperatury pożywienie traci natomiast swe enzymy, staje się więc nieco trudniejsze do strawienia i przyswojenia, jeśli jednak odżywiamy się zdrowo i w naszym codziennym menu jest wiele surowych potraw, organizm poradzi sobie ze strawieniem takich ciepłych posiłków, wykorzystując własne enzymy.
Podsumowując, moje plany żywieniowe na najbliższy czas to dieta wegańska, z czasem może sporadycznie wzbogacana o jajka i kozi niepasteryzowany nabiał. Postaram się, by dziennie jeść nie więcej jak jeden niesurowy posiłek - przynajmniej póki na dworze tak ciepło. Poza tym nadal dużo surowizny, obowiązkowe moczenie kasz i orzechów czy pestek, ograniczona ilość zbóż i strączków.


Ok, a teraz pora na wspomniane urodzinowe ciacho (mała tortownica):)

Po pastę kokosową, bakalie, wanilię karob i wiele innych fantastycznych produktów niezbędnych w zdrowej kuchni zapraszam do sklepu  http://drpelc.pl/
Uwaga! Wydłużamy promocję - dla wszystkich czytelników bloga rabat 7% na cały asortyment. Wystarczy w tabelkę z kodem rabatowym wpisać hasło: zdrowozakrecona.


Składniki na spód:

  • 1 szklanka daktyli (moczonych ok. 2 h)
  • 2 szklanki wiórków kokosowych lub orzechów/pestek (orzechy najlepiej jest moczyć min. 6 godzin)
  • 0,5 łyżeczki sproszkowanej wanilii
  • 2 łyżki karobu lub kakao 
Odsączone z wody daktyle, wiórki lub orzechy  mielimy w maszynce do mięsa lub blendujemy. Dodajemy wanilię i karob (kakao). Mieszamy. Lepimy kulę i wykładamy nią spód foremki.
Składniki na masę "nugatową":
  • 1 szklanka suchej kaszy jaglanej
  • 1 łyżeczka oleju kokosowego (opcja, ale polecam, gdyż dzięki niemu składniki są lepiej przyswajalne)
  • 2,5 szklanki mleka roślinnego (ewentualnie wody)
  • 3 łyżki zmielonego cukru kokosowego lub innego
  • 5 łyżek miodu/syropu klonowego/syropu z agawy lub innego
  • 200 g pasty kokosowej (znanej też jako creamed coconut)
  • 1 łyżka oleju kokosowego (jeśli pasta będzie miała widoczną warstwę oleju, można ten krok pominąć)
  • 2 łyżki cytryny
Gotujemy mleko. Kaszę płuczemy pod bieżącą wodą i wrzucamy do gotującego mleka, dodając łyżeczkę oleju kokosowego. Zmniejszamy ogień na minimalny i gotujemy pod przykryciem ok. 15 minut, nie mieszając. Jeśli po upływie tego czasu kasza nie wchłonie całego mleka, odstawiamy przykryty garnek i czekamy aż dopełni tej powinności:) 
Do wystudzonej kaszy (możemy ją też ugotować dzień wcześniej) dodajemy rozpuszczoną w kąpieli wodnej lub na słońcu pastę kokosową i pozostałe składniki. Miksujemy na gładko. Masę wylewamy na spód i wkładamy do lodówki aż nieco zastygnie.
Składniki na polewę karmelową:
  • 2 łyżki masła orzechowego
  • 1/3 szklanki orzeszków ziemnych
  • 250 ml. mleczka kokosowego (dałam takie w kartoniku)
  • 4-5 łyżek cukru kokosowego (lub palmowego czy brązowego trzcinowego)
W niewielkim garnku podgrzewamy mleczko kokosowe z cukrem. Jak zacznie bulgotać zmniejszamy ogień na minimalny i gotujemy aż zgęstnieje i powstanie kajmak. Dobrze jest mieszać mleko od czasu do czasu. Im tłustsze mleko, tym szybciej zgęstnieje. Ale ostrzegam, to może potrwać nawet godzinę! Ale warto poczekać, ten kajmak to poezja!
Ok, gdy nasza masa jest już gotowa, wyjmujemy ciacho z lodówki, smarujemy je masłem orzechowym, na które wysypujemy orzeszki i całość polewamy masą kajmakową. Możemy zostawić odrobinę do dekoracji. 
Wstawiamy z powrotem do lodówki. najlepiej smakuje na drugi dzień, więc nie zjeźdźcie całego jak tylko kajmak zastygnie :)




***


Zapraszam też do odwiedzenia mojego podróżniczo-reporterskiego bloga
http://pasjamilubiebycwpodrozy.blogspot.com